piątek, 10 września 2010

Drobnomieszczaństwo

Mam problem z drobnomieszczaństwem. Zarazem współtworzę je (w bardzo oczywiście niewielkim zakresie) i je z całą stanowczością kontestuję. Taka jakby antynomia chyba.

Ubóstwiam ten cały anturaż drobnomieszczanina (warszawskiego rzecz jasna), pielęgnowania tych kurewsko małych, wręcz minimalnych i w gruncie rzeczy potwornie śmiesznych czynności, jak meble z Ikei, lurowata kawa z pl. Zbawiciela, rurki z River Island, drobne używki, oglądanie ultramodnych i zajawkowych amerykańskich seriali. Zarazem wpadam w szał (Andrzeju... Nie denerwuj się!) na samą myśl, że w tym nonsensownym kole absurdu współistnieję, dbam o jakieś banalne szczególiki z pedantyzmem Adama Miauczyńskiego, w sposób absolutnie kołtuński wyrzekam się różnych rzeczy.

Nie masz, nie masz ratunku ani ucieczki przed jednym albo drugim.



Za stworzenie potwora drobnomieszczaństwa w Polsce obwiniam przede wszystkim telewizję TVN i koncern ITI (zagadka: Jesteś kibicem Legii, znajdź rym do ITI, którym nie jest spier-da-laj). Dopóki na polskim rynku panował Polsat, wszystko było jak Pan Bóg przykazał - po katolicku, prowincjonalnie, z zatęchłym zapaszkiem niedzielnej kapuchy oraz przypalonego schabowego. Rodziny gromadziły się przed telewizorem i jak te lemury wbijały ślepia w Miodowe lata i 13 posterunek. Pełen kolektywizm, paternalizm i żadnej niezależnej inicjatywy. No i mogło by być tak pięknie, żylibyśmy długo i szczęśliwie, wybieralibyśmy bramkę nr 2, wygrywalibyśmy rodzinne samochody i jeździlibyśmy na wczasy nad lodowaty Bałtyk. Zamiast Schengen i swobód Unii Europejskiej, okazywalibyśmy celnikom Paszport Polsatu. W nieskończoność słuchalibyśmy Top One na pierwszym miejscu Disco Relax i wybieralibyśmy Aleksandra Kwaśniewskiego na 10, 11 i 12 kadencję. Przyznaję, gdzieś tkwi we mnie sentyment za taką Polską.

Ale się skończyło, bo wszystko się kończy. Przyszedł TVN, a wraz z nim „cywilizacja Zachodu”. Rozpanoszyły się inne obyczaje – nowy, lepszy świat miasta, w którym panuje pieniądz, egocentryzm oraz tzw. wyzwolenie seksualne. Niczym Piotr I do Rosji przybył Pan Walter jak odnowiciel i zaproponował nowe mody, trendy i zwyczaje, które Polacy z całą skwapliwością przyjęli. Nowym idolem nastolatków i młodych yuppies został Big Brother oraz Tomasz Lis prowadzący Fakty na jeszcze nie upierdolonym stole. W domach Polaków zagościł blichtr, kolorowe stroje i upadek tradycyjnego pojmowania roli i funkcji podstawowej komórki społecznej. Zaczęliśmy biec za pieniędzmi, władzą i zadowoleniem w życiu prywatnym. Atomizacja społeczeństwa postępowała i postępowała, prywatne zawłaszczało publiczne, odpowiedzialność za dobro wspólne, co prawda, już za czasów Polsatu niewielka, zmalała do rozmiaru rzeczonego atomu.



Ale do chłopskiego ad remu, bycie drobnomieszczaninem jest oczywiście świadomym wyborem światopoglądowym. Bywa, że narzuconym przez okoliczności, które takiej postawie ewidentnie sprzyjają. Robić swoje, zarabiać jakieś tam pieniądze, niszczyć się w weekendy, mieć wszystkie tzw. ważne sprawy daleko w dupie. Być umiarkowanym egoistą, nie angażować się ani na lewicy, ani na prawicy, być pragmatykiem, być ironistą, być cynikiem, wieczorami siedzieć na cieplutkiej kanapie i puszczać bąki przed telewizorem, nie wychylać się. I wszyscy są zadowoleniu. Ja nie wkurwiam świata, a świat nie wkurwia mnie. Jakie to proste i wygodne. Dziękuję, dobranoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz